/żródło: Przemysław Wiater/
O niegodnych praktykach laborantów i karze, która ich spotkała, opowiada legenda, którą przypomniał Waldemar Ciołek, Przewodnik Sudecki, zwany „Driudem Szalonym”:
Duch Gór nie pozwala psuć swojego jadła
Gdy od strony kasztelanii we Wleniu, wędrując przez Starą Kamienicę i
Kopaniec, podążać będziesz w Góry Olbrzymie, dojdziesz w dolinie
Szklarskiego Potoku do Starej Wsi Pisarza [dziś Szklarska Poręba Dolna –
przyp. P.W.] Tam szkło w hutach od pokoleń dmuchają, a i walonowie
zacni mieszkają. Idź dalej doliną rzeki Ciekoń [dawna nazwa Kamiennej –
przyp. P.W.] do miejsca, gdzie z lewej duży potok się wbija i ścieżka,
co do Czech wiedzie, się rozpoczyna. Wcięty wąwóz zaprowadzi do chaty
poniżej wodospadu. To tutaj mieszkali zielarze albo pewniej laboranci,
bo przecie różne mikstury, maści wszelakie i medykamenty z roślin
górskich przyrządzali, a leczyć w razie potrzeby nagłej też potrafili. I
nie ma ich już, choć nie odeszli. To Duch Gór naszych ukarał ich za złe
czyny.
Wędrowcze, przysiądź za mostkiem, to ci wiater opowieść
jedną podszepnie, bo hulał po górach wtedy właśnie. Wczesną wiosną
zbierać się zaczyna rośliny na potrawę dobrą - jadłem Ducha Gór zwaną,
co osłabione przez zimę siły ludziom przywraca, a krzepę i wigor na
przednówku znacznie podnosi. Gdy wiosna w lato się powoli zmieniać
zaczyna, wtedy wyżej w góry za roślinami tymi podążać należy, aby jak
najdłużej korzystać z tej cudownej mieszanki. Tajemnicę tylko oni znali -
laboranci spod wodospadu. Do miast wielu jadło Ducha Gór dostarczali, a
wielką sławą się cieszyli i poważaniem, nawet wśród uczonych medyków;
choć rzecz to w istocie swojej niemożebna przecie, bo lekarze miastowi
nie cierpieli laborantów ogromnie.
Listki buka, a do tego
zieloniutkie same pędy czy też jak mówią łapki świerkowe i szczaw
zajęczy z łodyżkami. Niby proste; ale kiedy to zrywać, jaki kolor,
wielkość, ilość, proporcyje; nożem drobno siekać czy mielić, czy-li aby
nie macerować? Któż to wie? A za każdy słoiczek sprzedany dobry pieniądz
płynął wcale wartkim potokiem. Ale nastawał ten dzień przed lata
początkiem, kiedy już żaden liść się nie nadawał, a igły świerkowe moc
swą traciły i tylko szczaw dobry był, ale on to przecież li-tylko dla
smaku samego był jeno dodatkiem. Mamona zgubna rozum laborantom
odebrała, a oni w pazerności swojej uradzili jak dalej ten pieniądz
niegodnie gromadzić. Potrawę sporządzali niby tak samo, ale zajęczy
szczaw potroili w proporcjach; tylko dla smaku i objętości niestety. Gdy
się o tym Duch Gór dowiedział, przyoblekł się był w postać
przygarbionej starowinki, chrust w lesie zbierającej. Podszedł do
laborantów, co nad potokiem nieopodal wodospadu liście bukowe w tej
chwili mielili.
Starowinka rzekła do nich cichym, drżącym głosem:
- Nie godzi się wam teraz tej starej buczyny stosować, bo przecie ona
tylko przy biegunce i wrzodach ściąga i na skórę chorą za okład się
nadaje, a i szczawiu zajęczego za dużo coś dodajecie.
Laboranci
nieuczciwi odepchnęli starowinkę od kotła, w którym złe jadło Ducha Gór
się warzyło. Kobieta upadając, garść ziół im do drugiego garnca obok
stojącego wrzuciła, co to w nim napój ziołowy się był na wolnym ogniu
gotował. Biedna starowinka cichutko wstała i pokornie, powolnym krokiem,
a przy docinkach i szyderstwach niegodnych laborantów, zeszła dróżką z
biegiem potoku dróżką ku dołowi. Gdy tylko skryła się za skalnym
załomem, przystanęła. Laboranci niegodni tymczasem ukończyli liści
mielenie i przerwę sobie w lekarstw sprawowaniu urządzili. Gdy się
napoju ziołowego napili, coś im tak jakby w żołądkach bulgotać zaczęło, z
początku cichutko, cichuteńko, jako po jakim piwie nie dowarzonym, ale
za chwilę coraz głośniej i głośniej … Zda się boleść gorsza od podagry
samej, rozeszła się na ich wszystkie członki. A w chwili tej zza skały
powstał Duch Gór, spojrzał srogo i tak wielkim głosem przemówił:
-
Za oszustwa swe poniesiecie zasłużoną karę! Gdy ziemi ręką dotkniecie, w
kamień się zamienicie i tylko głowy wasze da się rozpoznać. Jeśli zaś
zwykłych ludzi serca poruszycie i łza szczera spłynie tyle razy, ile
srebrnych czeskich groszy za oszukaną potrawę wzięliście, wtedy na
powrót postać ludzką przyjmiecie. Ślady głów waszych na skałach po wsze
czasy zostaną, aby pamięć tych czynów niegodnych nigdy nie odeszła.
Wszystko to się dopełniło i widzimy, gdy popatrzyć dobrze, głów wiele
przedziwnych za ostatnim mostkiem, przy drodze do wodospadu Szklarki, a
to na skale omszałej, co ją słońce przez wiele godzin wyraziście
oświetla. A Matka Natura, na pamięć i przestrogę laborantom, podobiznę
Ducha Gór nieopodal na innej skale uczyniła. Gdyby ktoś chciał ją
ujrzeć, cofnąć się musi na górkę przed mostem, a wtedy za rzeką na
drugim brzegu w skale mroczne oblicze Pana tych lasów i gór zobaczy.
Wieki mijają, a wszystkie podobizny i dziś dostrzec można; bo czy łez
było za mało było czy pieniędzy za wiele, tego to ja już nie wiem.