Szukaj w

Wszędzie
Obiektach
Wydarzeniach
Artykułach
Galeriach

Zaawansowane

Tylko ze zdjęciem
Szukaj także w opisach

Kategoria

″O niegodnych praktykach karkonoskich laborantów″

MeM, 21 lutego 2017 12:54

/żródło: Przemysław Wiater/

O niegodnych praktykach laborantów i karze, która ich spotkała, opowiada legenda, którą przypomniał Waldemar Ciołek, Przewodnik Sudecki, zwany „Driudem Szalonym”:

Duch Gór nie pozwala psuć swojego jadła

Gdy od strony kasztelanii we Wleniu, wędrując przez Starą Kamienicę i Kopaniec, podążać będziesz w Góry Olbrzymie, dojdziesz w dolinie Szklarskiego Potoku do Starej Wsi Pisarza [dziś Szklarska Poręba Dolna – przyp. P.W.] Tam szkło w hutach od pokoleń dmuchają, a i walonowie zacni mieszkają. Idź dalej doliną rzeki Ciekoń [dawna nazwa Kamiennej – przyp. P.W.] do miejsca, gdzie z lewej duży potok się wbija i ścieżka, co do Czech wiedzie, się rozpoczyna. Wcięty wąwóz zaprowadzi do chaty poniżej wodospadu. To tutaj mieszkali zielarze albo pewniej laboranci, bo przecie różne mikstury, maści wszelakie i medykamenty z roślin górskich przyrządzali, a leczyć w razie potrzeby nagłej też potrafili. I nie ma ich już, choć nie odeszli. To Duch Gór naszych ukarał ich za złe czyny.
Wędrowcze, przysiądź za mostkiem, to ci wiater opowieść jedną podszepnie, bo hulał po górach wtedy właśnie. Wczesną wiosną zbierać się zaczyna rośliny na potrawę dobrą - jadłem Ducha Gór zwaną, co osłabione przez zimę siły ludziom przywraca, a krzepę i wigor na przednówku znacznie podnosi. Gdy wiosna w lato się powoli zmieniać zaczyna, wtedy wyżej w góry za roślinami tymi podążać należy, aby jak najdłużej korzystać z tej cudownej mieszanki. Tajemnicę tylko oni znali - laboranci spod wodospadu. Do miast wielu jadło Ducha Gór dostarczali, a wielką sławą się cieszyli i poważaniem, nawet wśród uczonych medyków; choć rzecz to w istocie swojej niemożebna przecie, bo lekarze miastowi nie cierpieli laborantów ogromnie.
Listki buka, a do tego zieloniutkie same pędy czy też jak mówią łapki świerkowe i szczaw zajęczy z łodyżkami. Niby proste; ale kiedy to zrywać, jaki kolor, wielkość, ilość, proporcyje; nożem drobno siekać czy mielić, czy-li aby nie macerować? Któż to wie? A za każdy słoiczek sprzedany dobry pieniądz płynął wcale wartkim potokiem. Ale nastawał ten dzień przed lata początkiem, kiedy już żaden liść się nie nadawał, a igły świerkowe moc swą traciły i tylko szczaw dobry był, ale on to przecież li-tylko dla smaku samego był jeno dodatkiem. Mamona zgubna rozum laborantom odebrała, a oni w pazerności swojej uradzili jak dalej ten pieniądz niegodnie gromadzić. Potrawę sporządzali niby tak samo, ale zajęczy szczaw potroili w proporcjach; tylko dla smaku i objętości niestety. Gdy się o tym Duch Gór dowiedział, przyoblekł się był w postać przygarbionej starowinki, chrust w lesie zbierającej. Podszedł do laborantów, co nad potokiem nieopodal wodospadu liście bukowe w tej chwili mielili.
Starowinka rzekła do nich cichym, drżącym głosem:
- Nie godzi się wam teraz tej starej buczyny stosować, bo przecie ona tylko przy biegunce i wrzodach ściąga i na skórę chorą za okład się nadaje, a i szczawiu zajęczego za dużo coś dodajecie.
Laboranci nieuczciwi odepchnęli starowinkę od kotła, w którym złe jadło Ducha Gór się warzyło. Kobieta upadając, garść ziół im do drugiego garnca obok stojącego wrzuciła, co to w nim napój ziołowy się był na wolnym ogniu gotował. Biedna starowinka cichutko wstała i pokornie, powolnym krokiem, a przy docinkach i szyderstwach niegodnych laborantów, zeszła dróżką z biegiem potoku dróżką ku dołowi. Gdy tylko skryła się za skalnym załomem, przystanęła. Laboranci niegodni tymczasem ukończyli liści mielenie i przerwę sobie w lekarstw sprawowaniu urządzili. Gdy się napoju ziołowego napili, coś im tak jakby w żołądkach bulgotać zaczęło, z początku cichutko, cichuteńko, jako po jakim piwie nie dowarzonym, ale za chwilę coraz głośniej i głośniej … Zda się boleść gorsza od podagry samej, rozeszła się na ich wszystkie członki. A w chwili tej zza skały powstał Duch Gór, spojrzał srogo i tak wielkim głosem przemówił:
- Za oszustwa swe poniesiecie zasłużoną karę! Gdy ziemi ręką dotkniecie, w kamień się zamienicie i tylko głowy wasze da się rozpoznać. Jeśli zaś zwykłych ludzi serca poruszycie i łza szczera spłynie tyle razy, ile srebrnych czeskich groszy za oszukaną potrawę wzięliście, wtedy na powrót postać ludzką przyjmiecie. Ślady głów waszych na skałach po wsze czasy zostaną, aby pamięć tych czynów niegodnych nigdy nie odeszła.
Wszystko to się dopełniło i widzimy, gdy popatrzyć dobrze, głów wiele przedziwnych za ostatnim mostkiem, przy drodze do wodospadu Szklarki, a to na skale omszałej, co ją słońce przez wiele godzin wyraziście oświetla. A Matka Natura, na pamięć i przestrogę laborantom, podobiznę Ducha Gór nieopodal na innej skale uczyniła. Gdyby ktoś chciał ją ujrzeć, cofnąć się musi na górkę przed mostem, a wtedy za rzeką na drugim brzegu w skale mroczne oblicze Pana tych lasów i gór zobaczy. Wieki mijają, a wszystkie podobizny i dziś dostrzec można; bo czy łez było za mało było czy pieniędzy za wiele, tego to ja już nie wiem.