Szukaj w

Wszędzie
Obiektach
Wydarzeniach
Artykułach
Galeriach

Zaawansowane

Tylko ze zdjęciem
Szukaj także w opisach

Kategoria

″Zimą na Śnieżkę″

Zbigniew Kulik, 20 stycznia 2012 09:15



Był piękny styczniowy dzień. Krzysztof, który przyjechał zimą na wypoczynek w góry, koniecznie chciał zdobyć pieszo Śnieżkę, najwyższy szczyt Karkonoszy. Po raz pierwszy w życiu był o tej porze roku w tak wysokich górach, jak Karkonosze, dawniej zwanych "Górami Olbrzymimi".


 Zamieszkał w ładnym i miłym pensjonacie na Wilczej Porębie w Karpaczu, skąd rozpościera się wyjątkowo piękna panorama Karkonoszy. Sam szczyt Śnieżki wydawał się olbrzymią, śnieżną górą nie do zdobycia dla przeciętnego człowieka mieszkającego na równinie. W pensjonacie na korytarzu wisiała mapa turystyczna Karpacza i okolic, z której można było wyczytać wszystkie szlaki turystyczne w tych okolicach. Były one oznaczone różnymi kolorami. Na początku pomyślał, że kolory szlaków oznaczają stopień ich trudności. I tak, uważał, iż szlak oznaczony kolorem czerwonym jest najtrudniejszym. Ale od właściciela pensjonatu - przewodnika sudeckiego - dowiedział się, iż kolory oznaczają ważność szlaków, a nie stopień ich trudności.  Dlatego też najważniejszy szlak turystyczny w górach oznakowany jest kolorem czerwonym i nosi imię dra Mieczysława Orłowicza, nestora turystyki polskiej, który był tutaj zaraz na początku XX w., a także po zakończeniu II wojny światowej. Przekazano mu również jeszcze jedną ważną informację, iż przebieg szlaków letnich nie zawsze pokrywa się z biegiem szlaków zimowych. A one o tej porze roku oznaczone są również wysokimi tyczkami, dlatego iż w górach jest dużo śniegu, pokrywającego kamienie, na których malowane są znaki turystyczne. Bardzo często jest też mgła utrudniająca poruszanie się po nie¬znanym terenie, stanowiąca problem, także i dla ludzi znających te góry. A idąc od jednej do drugiej tyczki, ma się pewność pokonywania trasy w wyznaczonym kierunku. Warto też wiedzieć, że część szlaków turystycznych w górach zimą jest zamkniętych, jak np. te biegnące przez Biały Jar i Kocioł Łomniczki.

Początkowo planował przejście tej trasy wykorzystując częściowo kolej linową na szczyt Kopy położony niedaleko Śnieżki, ale później z tego zamiaru zrezygnował. Co innego wejście z samego dołu na wierzchołek, a co innego wjazd koleją liniową i potem dalej już pieszo. Właściciel pensjonatu przekazał mu też ważną informację, iż musi być na tę wyprawę odpowiednio ubrany, a w szczególności mieć odpowiednie buty! Ta informacja nie zmartwiła go, bowiem już wcześniej zakupił turystyczne ubranie, a buty nabył w sklepie internetowym (chcąc co nieco zaoszczędzić pieniędzy), aby je wcześniej rozchodzić - wyjście bowiem na tak długą wycieczkę w nowych butach od razu wydawało mu się niemożliwe.

Krzysztof wiedział też o zmieniających się bardzo często i szybko warunkach pogodowych. Wiele razy z rana była piękna pogoda, a później - nie wiadomo dlaczego bardzo szybko się psuła. Nadciągały potężne chmury, które w lecie powodowały obfite opady deszczu, a zimą śniegu. No i jeszcze do tego zawieje i silne porywy wiatru. Dawniej tłumaczono to złośliwymi humorami legendarnego władcy tych gór Karkonosza, zwanego też Liczyrzepą. Zmiany pogody w górach zaskoczyły już wielu wędrowców, a zdarzało się także, że przepłacili oni to swoim życiem.

Trasę wycieczki wybrał sobie wyjątkowo trudną i dość rzadko uczęszczaną zimą przez turystów. Postanowił bowiem iść z Wilczej Poręby przez Sowią Dolinę na Przełęcz Sowią i dalej - Czarnym Grzbietem na Śnieżkę - przez tereny dawno penetrowane przez poszukiwaczy skarbów ziemi, zwanych Walonami czy też Walończykami. Pozostawili oni po sobie tak zwane znaki walońskie, oznaczające dojścia do tych miejsc, gdzie prowadzona była działalność gospodarcza. Jeszcze dzisiaj można je zobaczyć na karkonoskich skałach.

Od skrzyżowania dróg koło mostu na rzece Płomnicy. niedaleko Kruczych Skał, szedł wspinając się w stronę głównego grzbietu Karkonoszy. Minął stożek górski zwany Buławą i zaczął wchodzić na Sowią Przełęcz(1164m n.p.m.). Tutaj dopiero przekonał się, co to znaczy mieć odpowiednie buty turystyczne. Gdyby nie one to już parę razy zsunąłby się po lodzie i śniegu na dół. Nawet żałował, że nie zakupił sobie specjalnych raków montowanych na butach, które na stromym podejściu bardzo ułatwiłyby wejście. Teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo wędrówka zimowa różni się od tej letniej. A góry, co by tutaj nie powiedzieć, wymagają odpowiedniej pokory i fizycznego przygotowania.

Od Przełęczy Sowiej skręcił w kierunku zachodnim i dalej już „Szlakiem przyjaźni polsko-czeskiej" oznakowanym kolorem czerwonym, wszedł na Czarną Kopę (1407 m n.p.m.). Stąd rozciągały się wspaniałe widoki na Kotlinę Jeleniogórską, z oddalonymi na horyzoncie Górami Izerskimi, Górami Kaczawskimi i Rudawami Janowickimi. Była to zasłużona nagroda za trudy męczącego podejścia. Sam szczyt Śnieżki z tej strony wydawał mu się bardziej interesujący niż od strony Kopy.
Na wierzchowinie Karkonoszy sam przekonał się, jak bardzo potrzebne jest zimą oznakowanie szlaków tyczkami. To dzięki nim bez trudu szedł przed siebie, zbliżając się do upragnionego szczytu. Były one też oblepione szadzią, prawdziwymi dziełami matki natury. Przybierały fantastyczne kształty przypominające nie tylko ludzi i zwierzęta, ale i przedziwne stwory ze świata fantastyki. A tyczka mająca niewiele więcej niż 10 cm średnicy potrafiła dźwigać ciężar wielu dziesiątek kilogramów takiego śniegu. Był to dla niego również wyjątkowo interesujący motyw fotograficzny.

Wejście na Śnieżkę od strony Czarnego Grzbietu też nie należało do łatwych. Co prawda, szlak był już wydeptany przez turystów, ale przy odrobinie nieuwagi można było się ześlizgnąć. Na ostatnim odcinku trasa okrążała wierzchołek Śnieżki od strony południowej i biegła po stronie czeskiej. Jeszcze kilkaset metrów podejścia i był na szczycie. Radość wielka, nareszcie skończyły się męczące podejścia, teraz już tylko same zejścia.

Śnieżka robi imponujące wrażenie. Na tak małej powierzchni jest tam aż tyle różnych budowli. Najstarsza z nich to kaplica św. Wawrzyńca wybudowana w XVII w., która mimo burzliwej historii przetrwała do dzisiaj i dalej służy celom kultowym. Oblepiona szadzią przypomina olbrzymie igloo przykryte cylindrycznym dachem, do którego wchodzą i wychodzą turyści. Jedni chcą podziękować Bogu za osiągnięcie celu swojej wędrówki, a drudzy tylko z ciekawości, jaka towarzyszy ludziom od niepamiętnych czasów.
Krzysztof z monografii krajoznawczej Karkonoszy wie, że pierwsze udokumentowane, narciarskie wejście na Śnieżkę miało miejsce w dniu 7 marca 1893 r., czyli dokładnie 116 lat temu, i to w dodatku na nartach, długich ponad 150 cm, szerokości prawie 15 cm i do tego jeszcze bardzo ciężkich! Dokonał tego emerytowany kapitan Vorweg z pobliskich Cieplic-Zdroju, który z końcem XIX w. popularyzował narciarstwo po śląskiej stronie Karkonoszy.
Na szczycie dominuje bryła Obserwatorium Meteorologicznego i restauracji Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu im. Tadeusza Hołdysa. Te trzy latające talerze wybudowane w latach 70. ubiegłego stulecia stały się już prawie symbolem tych gór. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić ten szczyt bez tej budowli. Stało tam też kiedyś czeskie schronisko wybudowane w wieku XIX, które przetrwało do naszego stulecia, kiedy zostało całkowicie rozebrane, a jego resztki przetransportowano helikopterem na jakieś składowisko. W tym miejscu stoi dzisiaj nowy budynek nazwany przez turystów "wagonem" - czeska poczta i restauracja obsługująca turystów. Na szczycie, mimo zimowej aury, jest wielu turystów. Wjeżdżają wyciągiem ze strony czeskiej lub podchodzą drogą, tzw. zakosami od strony zachodniej. Są to w większości turyści, którzy wjechali koleją linową na Kopę, a stamtąd - przez Równię pod Śnieżką - weszli szczyt. A nie jest to łatwa trasa. Teraz z kolei on będzie musiał po niej schodzić. Jest tutaj stromo w dół, szlak jednak zabezpieczono stalowymi łańcuchami, które służą do podtrzymywania. Jeden rząd ludzi podchodzi do góry, a drugi schodzi z góry, taki jest dzisiaj ruch turystyczny. I to o tej porze roku!
Niestety, zdarzają się też i wypadki, najczęściej spowodowane przez normalną ludzką nieostrożność, a czasami przez brawurę. Schodząc ze szczytu na Równię pod Śnieżką mija się miejsce, gdzie postawiona jest tablica pamiątkowa poświęcona dwóm ratownikom czeskim z Horskiej Służby, którzy zginęli w czasie akcji ratowniczej na zboczu Śnieżki 16 stycznia 1975 r., niosąc pomoc turyście, który ześlizgnął się ze szlaku. Każdego roku Karkonosze odwiedza parę milionów ludzi i to zarówno latem, jak i zimą. Turystyka zimowa rozwija się coraz bardziej. Przyczynia się do tego nie tylko postęp w zakresie sprzętu turystycznego, ale i wzrost aktywności społecznej. Ludzie, uciekając z miast, szukają wypoczynku na łonie natury.
Na Równi pod Śnieżką Krzysztof odwiedza jeszcze schronisko „Dom Śląski", w którym wypija duży kubek gorącej herbaty z cytryną. Postanawia iść dalej, ale już tylko w kierunku Kopy, aby zjechać stąd koleją linową do Karpacza, kończąc swoją wędrówkę.
Zimą dni są najkrótsze, słońce szybko chowa się za horyzontem, temperatura obniża się i satysfakcja z wędrówki staje się coraz mniejsza. Nie warto narażać się na żadne niebezpieczeństwa, lecz przyjechać tutaj - tak jak Krzysztof - tylko dla aktywnego wypoczynku i przyjemności przebywania na łonie natury.


Zbigniew Kulik - współautor monografii Karkonoszy, które stanowią jego pasję, opisuje je i fotografuje, mieszka w Karpaczu, dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki